Dobrze, że wnuczki nie zgubiłeś na 2 lataTeo pisze: zasnęła mi na ramionach i zaczym doniosłem ją do samochodu stwierdziłem , że nie ma lewego gumowca
Co zgubiłeś podczas grzybobrania?
-
- Założyciel strony oraz forum
- Posty: 73060
- Rejestracja: sobota, 26 listopada 2005, 22:30
- Imię: Wiesław
- Ulubione grzyby: Smardze...
- Lokalizacja: Kraków
- Pochwalił: 48860 razy
- Pochwalony: 9013 razy
- Kontakt:
Teo, Zgubiłeś jeszcze koszyk w Węglińcu jeśli to można nazwać zgubieniem... ale to historia do której nie warto wracać... Niech temu co mu się spodobał ten koszyk grzybów nigdy nie zabraknie...
Zenit - Wiesław Kamiński Grzyboznawca nr 1561
http://www.NaGrzyby.pl
Galeria 2005-2016 https://nagrzyby.pl/galeria/main.php
Człowiek jest wielki, nie przez to co ma, lecz przez to kim jest, nie przez to co posiada, lecz przez to czym dzieli się z innymi.
http://www.NaGrzyby.pl
Galeria 2005-2016 https://nagrzyby.pl/galeria/main.php
Człowiek jest wielki, nie przez to co ma, lecz przez to kim jest, nie przez to co posiada, lecz przez to czym dzieli się z innymi.
-
- Administrator
- Posty: 17926
- Rejestracja: wtorek, 5 października 2010, 23:55
- Imię: Piotr
- Ulubione grzyby: co roku inne
- Lokalizacja: Chełm
- Pochwalił: 14106 razy
- Pochwalony: 3136 razy
krystian*, ale zgubny temat założyłeś
To i ja coś od siebie tu skrobnę Co prawda opisywałem to już w innym temacie... http://www.forum.nagrzyby.pl/viewtopic.php?t=12266" onclick="window.open(this.href);return false; , ale tu też wypada o tym wspomnieć.
W lesie - jak do tej pory zgubiłem, a właściwie porzuciłem nożyk tylko raz - w listopadzie ubiegłego roku zasiałem nożyk podczas namiętnego focenia nadrzewniaków, o tym że go nie mam zorientowałem się dopiero po powrocie do domu. Pewnie gdybym wtedy kosił jadalniani, to dużo szybciej połapałbym się że nożyk gdzieś wcięło. W domku, gdy już wiedziałem że nożyk mieszka w lesie, szybko przeanalizowałem sobie w pamięci gdzie mogłem go zostawić. Chciałem wybrać się po niego jeszcze w grudniu, ale że zima była śnieżna i śniegu po same... ...pachy , to odpuściłem sobie do wiosny. W koniec marca, gdy śniegi odeszły do ciepłych krajów, wybrałem się do tego lasu i bez chwili szukania dotarłem w miejsce gdzie spodziewałem się znaleźć swoją zgubę - nożyk leżał tam gdzie miał leżeć, tylko nieco go rdza nadżarła przez zimę, ale odrestaurowałem go nieco i służy mi nadal. A wszystkiemu winien... aparat Szczerze mówiąc to wcześniej nic w lesie nie gubiłem aż do czasu gdy rzuciła mi się na mózg pasja focenia grzybów
Poza lasem jakoś też nie mam szczęścia i nic nie gubię. Portfela to nawet nie mam jak zgubić bo go po prostu nie mam Za to ciekawym dla mnie codziennym treningiem na myślenie i pilnowanie swoich rzeczy jest służbowy samochód, który ma ręcznie (kluczykiem) otwierane tylne drzwi i tylko tak się da je otwierać, bo w autku nie ma do tego żadnej "wajchy". Jest więc co dzień znakomita okazja żeby niechcący położyć kluczyk wewnątrz i zatrzasnąć sobie tylne drzwi. Autko nie ma centralnego zamka, wszytko otwierane "na korbę" (czyli na kluczyk) , więc jeśli by sobie zatrzasnąć tył z kluczykiem w środku i przy tym mieć zakluczone pozostałe drzwi, to wtedy Najgorsze ryzyko jest wtedy gdy jestem zimową porą gdzieś daleko na odludziu. Mała niefrasobliwość w postaci zatrzaśniętego autka z kluczykiem oraz telefonem zostawionym wewnątrz mogła by się skończyć nawet zamarznięciem szofera
Póki co, w ciągu ostatnich trzech lat jakoś nie udało mi się doprowadzić do tak dramatycznej sytuacji. Ale jakbym na dłużej zniknął bez słowa z tego forum, to sprawdźcie czy gdzieś przy drodze nie stoi czasem zatrzaśnięte auto, a obok przy nim zamarznięty grzybozbieracz
To i ja coś od siebie tu skrobnę Co prawda opisywałem to już w innym temacie... http://www.forum.nagrzyby.pl/viewtopic.php?t=12266" onclick="window.open(this.href);return false; , ale tu też wypada o tym wspomnieć.
W lesie - jak do tej pory zgubiłem, a właściwie porzuciłem nożyk tylko raz - w listopadzie ubiegłego roku zasiałem nożyk podczas namiętnego focenia nadrzewniaków, o tym że go nie mam zorientowałem się dopiero po powrocie do domu. Pewnie gdybym wtedy kosił jadalniani, to dużo szybciej połapałbym się że nożyk gdzieś wcięło. W domku, gdy już wiedziałem że nożyk mieszka w lesie, szybko przeanalizowałem sobie w pamięci gdzie mogłem go zostawić. Chciałem wybrać się po niego jeszcze w grudniu, ale że zima była śnieżna i śniegu po same... ...pachy , to odpuściłem sobie do wiosny. W koniec marca, gdy śniegi odeszły do ciepłych krajów, wybrałem się do tego lasu i bez chwili szukania dotarłem w miejsce gdzie spodziewałem się znaleźć swoją zgubę - nożyk leżał tam gdzie miał leżeć, tylko nieco go rdza nadżarła przez zimę, ale odrestaurowałem go nieco i służy mi nadal. A wszystkiemu winien... aparat Szczerze mówiąc to wcześniej nic w lesie nie gubiłem aż do czasu gdy rzuciła mi się na mózg pasja focenia grzybów
Poza lasem jakoś też nie mam szczęścia i nic nie gubię. Portfela to nawet nie mam jak zgubić bo go po prostu nie mam Za to ciekawym dla mnie codziennym treningiem na myślenie i pilnowanie swoich rzeczy jest służbowy samochód, który ma ręcznie (kluczykiem) otwierane tylne drzwi i tylko tak się da je otwierać, bo w autku nie ma do tego żadnej "wajchy". Jest więc co dzień znakomita okazja żeby niechcący położyć kluczyk wewnątrz i zatrzasnąć sobie tylne drzwi. Autko nie ma centralnego zamka, wszytko otwierane "na korbę" (czyli na kluczyk) , więc jeśli by sobie zatrzasnąć tył z kluczykiem w środku i przy tym mieć zakluczone pozostałe drzwi, to wtedy Najgorsze ryzyko jest wtedy gdy jestem zimową porą gdzieś daleko na odludziu. Mała niefrasobliwość w postaci zatrzaśniętego autka z kluczykiem oraz telefonem zostawionym wewnątrz mogła by się skończyć nawet zamarznięciem szofera
Póki co, w ciągu ostatnich trzech lat jakoś nie udało mi się doprowadzić do tak dramatycznej sytuacji. Ale jakbym na dłużej zniknął bez słowa z tego forum, to sprawdźcie czy gdzieś przy drodze nie stoi czasem zatrzaśnięte auto, a obok przy nim zamarznięty grzybozbieracz
-
- Grzybas znakomity
- Posty: 3646
- Rejestracja: niedziela, 7 sierpnia 2011, 12:24
- Ulubione grzyby: zbierać koźlarze czerwone, jeść gąski
- Lokalizacja: Łódź
- Pochwalił: 875 razy
- Pochwalony: 2395 razy
- Kontakt:
Mnie też zdarzyło się w lesie zgubić kluczyki od samochodu, na szczęście w drodze powrotnej do miejsca postoju znalezione. Kilka razy zgubiłam ulubiony nożyk za każdym razem odnaleziony, ale w ubiegłym roku przepadł bez śladu. A przygodę opisaną przez grzybozbieracza t.z. pozostawienie kluczyków od samochodu, telefonu, kluczy od mieszkania wewnątrz auta też zaliczyłam. Ale sprawdza się powiedzenie jak dobrze mieć życzliwego sąsiada, pomógł mi w opresji.
-
Autor tematu - Gimnazjalista pozyskiwacz
- Posty: 1742
- Rejestracja: piątek, 24 lipca 2009, 21:25
- Ulubione grzyby: Borowiki (oczywiście)
- Lokalizacja: Rzeszów
- Pochwalony: 765 razy
à propos nożyka, właśnie rozpakowałem przesyłkę z nowym: http://www.nagrzyby.pl/galeria/v/users2" onclick="window.open(this.href);return false; ... 7.jpg.html
Mam nadzieję, że karabińczyk i długa smycz uchroni mnie od zguby.
Wasze wpisy przypominają mi jeszcze historię zgubienia koszyka, albo lepiej zostawienia go . Kilka lat temu zbierałem grzyby z bratem i zaatakowały nas osy . Ratowaliśmy się ucieczką. Wracałem po niego ja, jako starszy i mniej pogryziony Wynik: ja 2 ukąszenia, brat 3. Teraz już wesoło się to wspomina
Mam nadzieję, że karabińczyk i długa smycz uchroni mnie od zguby.
Wasze wpisy przypominają mi jeszcze historię zgubienia koszyka, albo lepiej zostawienia go . Kilka lat temu zbierałem grzyby z bratem i zaatakowały nas osy . Ratowaliśmy się ucieczką. Wracałem po niego ja, jako starszy i mniej pogryziony Wynik: ja 2 ukąszenia, brat 3. Teraz już wesoło się to wspomina
krystian <*))))><
-
- Gimnazjalista pozyskiwacz
- Posty: 1852
- Rejestracja: poniedziałek, 20 września 2010, 08:23
- Ulubione grzyby: Borowik, podgrzybek, kania
- Lokalizacja: Zgorzelec
- Pochwalony: 414 razy
Hudy pisze:Dobrze, że wnuczki nie zgubiłeś na 2 lata
Zenit, czas goi rany , do tematu kosza nie wracam i do Węglińca również. Kupiłem sobie drugi bliżniaczy.
A skoro jesteśmy w temacie zguby to mała dygresja, 2 razy zdarzyło mi się zamknąć kluczyki w samochodzie, ale podczas rybobrania. Na szczęście komórkę miałem przy sobie i pomoc ,,drogowa" w postaci mojego zięcia, dostarczyła mi kluczyki zapasowe.
My pasjonaci hobbiści jesteśmy nieraz tak zaaferowani , że robimy kardynalne błędy. Mądry Polak po szkodzie.
Moje motto ..Dążyć w życiu do celu tylko nie za wszelką cenę
Grzyboznawca nr. 1940
Grzyboznawca nr. 1940
-
Autor tematu - Gimnazjalista pozyskiwacz
- Posty: 1742
- Rejestracja: piątek, 24 lipca 2009, 21:25
- Ulubione grzyby: Borowiki (oczywiście)
- Lokalizacja: Rzeszów
- Pochwalony: 765 razy
Szczególnie, gdy szkoda kosztowała 500 zł. ja nie miałem zapasowych.Teo pisze:Mądry Polak po szkodzie.
Jeszcze jedna historia zguby. Tym razem z wypadu na Rysy w sierpniu. Grzybów tam nie było, ale piękne widoki. To był początek trasy: parking po słowackiej stronie i 3 dni w Zakopanym przed nami. Razem z 3 kolegami zdobyliśmy Rysy. Czekał nas powrót do Zakopanego. Jako kierowca zmieniłem buty na bardziej wygodne do jazdy. Po ok. 5 km kolega zauważył, że jedziemy z otwartą klapą bagażnika. Jedyną zgubą były moje buty wetknięte pomiędzy inne bagaże (4 osoby i jeden opel corsa ). Znalazły się na parkingu. Musiały wypaść zaraz po starcie.
krystian <*))))><
-
- Hubiak przyrośnięty
- Posty: 497
- Rejestracja: wtorek, 2 października 2007, 23:59
- Ulubione grzyby: kurki,kanie,rydze,
- Lokalizacja: Olsztyn
- Pochwalony: 94 razy
Świetny temat. Ja w ubiegłym roku zgubiłam w lesie komórkę. Zorientowałam się dopiero w domu. Panika niesamowita. Zaczęłam odtwarzać sytuacje i moje odruchy. Przypomniało mi się, że ktoś do mnie dzwonił. Po rozmowie, ponownie włożyłam ją do kieszeni od kurtki (tak wtedy myślałam ), Wróciłam więc w to samo miejsce i zaczęłam do "niej" dzwonić z innej komórki. ODEZWAŁA SIĘ ROTFL, LEŻAŁA BLISKO MOJEJ NOGI - przy GRZYBKU
Sensi..w lesie też się zgubiłam, ale to już inna historia ROTFL
Sensi..w lesie też się zgubiłam, ale to już inna historia ROTFL
joko
Bądź zawsze sobą:)
Warmia i Mazury ITP/galeria zdjec/Jolanta Kolinko
Bądź zawsze sobą:)
Warmia i Mazury ITP/galeria zdjec/Jolanta Kolinko
-
- Śmiertelnie trujący zarodnikowiec
- Posty: 5186
- Rejestracja: czwartek, 5 lipca 2007, 22:10
- Ulubione grzyby: borowiki,rydze,kanie
- Lokalizacja: Krosno
- Pochwalony: 289 razy
krystian*, Fajny, wesoły temat.
Ja raczej nie mam poważniejszej zguby w lesie oprócz śruby /blokady/ od statywu foto. Nosiłem go na plecach jak karabin i nawet nie wiem kiedy to się stało więc trudno odtworzyć całą trasę aby to szukać. Machnąłem więc na to i wkręciłem do statywu zwykłą śrubkę. Muszę natomiast uważać na Ewkę. Zazwyczaj idę przodem i „czuję jej oddech” na plecach, ale czasem się oglądam a jej już nie ma. Wołam i cisza, wracam, a Ewcia na kolanach w paprociach buszuje bo coś wypatrzyła. Była jeszcze heca z portfelem, ale to na trasie górskiej na Połoninę Wetlińską. Przed wyjściem na szlak kupowaliśmy w sklepie prowiant i napoje na trasę. Potem przebraliśmy się w samochodzie i ruszyliśmy na szlak. Przy wejściu kupiłem bilety i w drogę. Co pewien czas jak większość robiliśmy postoje w wyznaczonych miejscach. I tak dotarliśmy na szczyt Wetlińskiej do schroniska. Nic by nie było gdyby Ewie nie zachciało się herbaty. Ja do tylnej kieszeni po portfel i od razu zimny pot mi wyszedł na twarz. Ewa stwierdziła, że nawet pobladłem. Ale tam miałem wszystkie dokumenty. Prawo jazdy, karty kredytowe swój i nawet Ewy dowód osobisty. Strach w oczach jak pomyślałem o odtwarzaniu tego wszystkiego. Pieniędzy tam specjalnie nie było, Jakieś nie całe 50 PLN. Tylko te cholerne dokumenty. Zapaliłem papierocha i mocno uruchomiłem skaner mojego memory, gdzie mogłem go posiać. Ostatnie zakupy to bilety na szlak. Ale kilka przystanków na trawie po drodze. O dalszej trasie już mogliśmy zapomnieć. Został powrót tą samą trasą i liczenie na to, że ktoś kto znalazł nie połasił się na te parę złotych wyrzucając przy tym portfel z całą pozostałą zawartością. W schronisku zostawiłem wiadomość i numer telefonu gdyby ktoś dostarczył. Ruszyliśmy z powrotem patrząc raz pod nogi, a raz w twarz nadchodzących z przeciwka . Może ktoś znalazł i rozpozna nas ze zdjęć z dowodu. Przeszukiwaliśmy miejsca gdzie odpoczywaliśmy i nic. W końcu doszliśmy do budki z biletami i też nic. Telefonu ze schroniska też nie miałem. Kicha. Trzeba fakt zgłosić na posterunku policji i po wycieczce. Za nim jednak poszliśmy na policje wsiedliśmy do samochodu. Odruchowo ręka na „pawlacz” /tak mówię na półkę nad głową/ jest, JEST Leżał w samochodzie. Człek pewne czynności wykonuje machinalnie jak choćby odkładanie pewnych rzeczy w to samo miejsce nie angażując w to świadomie umysłu. A po przeanalizowaniu na spokojnie całej historii to bilety kupowałem, płacąc bilonem, który został włożony do kieszeni po zakupach i na pewno nie wyjmowałem portfela, który leżał w aucie psując nam wspaniale zapowiadającą się wycieczkę. ROTFL
Ja raczej nie mam poważniejszej zguby w lesie oprócz śruby /blokady/ od statywu foto. Nosiłem go na plecach jak karabin i nawet nie wiem kiedy to się stało więc trudno odtworzyć całą trasę aby to szukać. Machnąłem więc na to i wkręciłem do statywu zwykłą śrubkę. Muszę natomiast uważać na Ewkę. Zazwyczaj idę przodem i „czuję jej oddech” na plecach, ale czasem się oglądam a jej już nie ma. Wołam i cisza, wracam, a Ewcia na kolanach w paprociach buszuje bo coś wypatrzyła. Była jeszcze heca z portfelem, ale to na trasie górskiej na Połoninę Wetlińską. Przed wyjściem na szlak kupowaliśmy w sklepie prowiant i napoje na trasę. Potem przebraliśmy się w samochodzie i ruszyliśmy na szlak. Przy wejściu kupiłem bilety i w drogę. Co pewien czas jak większość robiliśmy postoje w wyznaczonych miejscach. I tak dotarliśmy na szczyt Wetlińskiej do schroniska. Nic by nie było gdyby Ewie nie zachciało się herbaty. Ja do tylnej kieszeni po portfel i od razu zimny pot mi wyszedł na twarz. Ewa stwierdziła, że nawet pobladłem. Ale tam miałem wszystkie dokumenty. Prawo jazdy, karty kredytowe swój i nawet Ewy dowód osobisty. Strach w oczach jak pomyślałem o odtwarzaniu tego wszystkiego. Pieniędzy tam specjalnie nie było, Jakieś nie całe 50 PLN. Tylko te cholerne dokumenty. Zapaliłem papierocha i mocno uruchomiłem skaner mojego memory, gdzie mogłem go posiać. Ostatnie zakupy to bilety na szlak. Ale kilka przystanków na trawie po drodze. O dalszej trasie już mogliśmy zapomnieć. Został powrót tą samą trasą i liczenie na to, że ktoś kto znalazł nie połasił się na te parę złotych wyrzucając przy tym portfel z całą pozostałą zawartością. W schronisku zostawiłem wiadomość i numer telefonu gdyby ktoś dostarczył. Ruszyliśmy z powrotem patrząc raz pod nogi, a raz w twarz nadchodzących z przeciwka . Może ktoś znalazł i rozpozna nas ze zdjęć z dowodu. Przeszukiwaliśmy miejsca gdzie odpoczywaliśmy i nic. W końcu doszliśmy do budki z biletami i też nic. Telefonu ze schroniska też nie miałem. Kicha. Trzeba fakt zgłosić na posterunku policji i po wycieczce. Za nim jednak poszliśmy na policje wsiedliśmy do samochodu. Odruchowo ręka na „pawlacz” /tak mówię na półkę nad głową/ jest, JEST Leżał w samochodzie. Człek pewne czynności wykonuje machinalnie jak choćby odkładanie pewnych rzeczy w to samo miejsce nie angażując w to świadomie umysłu. A po przeanalizowaniu na spokojnie całej historii to bilety kupowałem, płacąc bilonem, który został włożony do kieszeni po zakupach i na pewno nie wyjmowałem portfela, który leżał w aucie psując nam wspaniale zapowiadającą się wycieczkę. ROTFL
Ewa i Krzysztof
___________________________________________
.....żyjemy w czasach gdy kurewstwo wzbudza zachwyt, a cnota śmieszność....
___________________________________________
.....żyjemy w czasach gdy kurewstwo wzbudza zachwyt, a cnota śmieszność....
-
- Hubiak przyrośnięty
- Posty: 721
- Rejestracja: wtorek, 20 lipca 2010, 10:55
- Ulubione grzyby: Borowiki,kożlarze
- Lokalizacja: spod Warszawy
- Pochwalony: 224 razy
- Kontakt:
krzysio, aby nie mieć , nazwę to - portfelowych - przygód , ja używam piterka na pasku.Spełnia on rolę także normalnego paska do spodni ( co nieraz jest bardzo wskazane).Baśka nazywa ten wynalazek( piterek) - dupaśnik ,co moim zdaniem w pełni charakteryzuje jego naturę.
A w temacie wątku też coś napiszę.Poza kilkoma nożykami i kompasem ja w lesie pogubiłem całe m n ó s t w o grzybów
Mam nadzieję ,że Wy je znajdujecie
A w temacie wątku też coś napiszę.Poza kilkoma nożykami i kompasem ja w lesie pogubiłem całe m n ó s t w o grzybów
Mam nadzieję ,że Wy je znajdujecie
-
- Administrator
- Posty: 17926
- Rejestracja: wtorek, 5 października 2010, 23:55
- Imię: Piotr
- Ulubione grzyby: co roku inne
- Lokalizacja: Chełm
- Pochwalił: 14106 razy
- Pochwalony: 3136 razy
krzysio, ciekawa przygoda - masz rację, że człowiek pewne rzeczy wykonuje bez udziału własnej świadomości, mnie też się to zdarza - np. wsadzić gdzieś klucze od auta a rano jest panika że ich nie ma. Ale zawsze wtedy myślę sobie "wiem że je zgubiłem w domu, w samochodzie albo na podwórku, ale na pewno nie na ulicy, więc muszą gdzieś tu być!". Przeważnie po około pół godzinie szukania i kilkunastu siarczystych słowach znajdują się bez problemu i potwierdza się myśl że danego przedmiotu nie zgubiłem gdzieś tam... tylko zgubiłem go "świadomie" -jeśli tak to można nazwać Miałem nawet kiedyś taki przypadek, że wybrałem się na jakiś poważniejszy zakup, oczywiście - jak to na poważny zakup - żonę pod pachę i do sklepu... Akurat płatność przewidziałem gotówkową i miałem naszykowane kilkaset złotych w skrupulatnie wybranej kieszeni. Podczas zakupu oczywiście jak na złość nie mogłem tych nieszczęsnych pieniędzy znaleźć i od razu nerwy i panika, no bo przecież obciach jak cholerka, sprzedawca patrzy jak na jakiegoś wariata ...niestety musiałem wycofać się z zakupu, w nerwach wróciłem do domu, zaraz w chacie zrobiłem "kipiż" i niestety nic... Gdy już byłem zrezygnowany, a w głowie tylko jedna myśl pozostała "K.... zgubiłem te pieniądze!" , to na koniec, od niechcenia wsunąłem rękę do kieszeni, tej w której to kasiorka miała na mnie czekać w sklepie... no i cóż - były tam wszystkie - co do grosika
Na drugi dzień wyruszyliśmy ponownie do sklepu, a że z przygody dnia poprzedniego już tylko się śmiałem, to nawet i sprzedawcy opowiedziałem historię tajemniczego zniknięcia forsy, chłopina pośmiał się razem z nami, a z tej radości na koniec dał nam rabat
Tak więc wygląda na to że ja jak już coś zgubię, to nigdy daleko od siebie samego, więc szukanie zaczynam zawsze od słowa na "k" - sprawdziłem wielokrotnie, to na prawdę pomaga, sprawdźcie sami
Był też kiedyś taki przypadek, ze naprawdę uwierzyłem we własnoręczne zgubienie domowych kluczy, ale potem jak się okazało - byłem w błędzie, klucze oczywiście nie wyszły poza teren naszego podwórka - ot po prostu gdy zostawiłem je na chwilę na schodkach przy wejściu do domku, to nasz kochany piesio Maksio - niczego sobie - wziął je w zęby, wyniósł za dom i zakopał... Zrobił to tak sprytnie, że klucze znalazłem dopiero po kilku dniach - biorąc się za "standardową procedurę" usuwania psich wykopalisk, czyli równając na podwórku rowy wykopane przez Maksa, w celu uniknięcia złamania nogi przez domowników Rozciągając szpadlem wykopaną ziemię nagle ujrzałem "złoty błysk" i klucze się znalazły
Na drugi dzień wyruszyliśmy ponownie do sklepu, a że z przygody dnia poprzedniego już tylko się śmiałem, to nawet i sprzedawcy opowiedziałem historię tajemniczego zniknięcia forsy, chłopina pośmiał się razem z nami, a z tej radości na koniec dał nam rabat
Tak więc wygląda na to że ja jak już coś zgubię, to nigdy daleko od siebie samego, więc szukanie zaczynam zawsze od słowa na "k" - sprawdziłem wielokrotnie, to na prawdę pomaga, sprawdźcie sami
Był też kiedyś taki przypadek, ze naprawdę uwierzyłem we własnoręczne zgubienie domowych kluczy, ale potem jak się okazało - byłem w błędzie, klucze oczywiście nie wyszły poza teren naszego podwórka - ot po prostu gdy zostawiłem je na chwilę na schodkach przy wejściu do domku, to nasz kochany piesio Maksio - niczego sobie - wziął je w zęby, wyniósł za dom i zakopał... Zrobił to tak sprytnie, że klucze znalazłem dopiero po kilku dniach - biorąc się za "standardową procedurę" usuwania psich wykopalisk, czyli równając na podwórku rowy wykopane przez Maksa, w celu uniknięcia złamania nogi przez domowników Rozciągając szpadlem wykopaną ziemię nagle ujrzałem "złoty błysk" i klucze się znalazły
-
Autor tematu - Gimnazjalista pozyskiwacz
- Posty: 1742
- Rejestracja: piątek, 24 lipca 2009, 21:25
- Ulubione grzyby: Borowiki (oczywiście)
- Lokalizacja: Rzeszów
- Pochwalony: 765 razy
krzysio, Dzięki za podzielenie się historią.
Ostatnio oglądałem skecz Piotra Bałtroczyka z jego Tezami (polecam). Jedna z nich brzmi: rzecz, której szukasz zawsze znajduje się w ostatniej kieszeni.grzybozbieracz pisze:na koniec, od niechcenia wsunąłem rękę do kieszeni, tej w której to kasiorka miała na mnie czekać w sklepie... no i cóż - były tam wszystkie
ROTFL ROTFL Dobre.grzybozbieracz pisze:nasz kochany piesio Maksio - niczego sobie - wziął je w zęby, wyniósł za dom i zakopał...
krystian <*))))><
-
- Śmiertelnie trujący zarodnikowiec
- Posty: 18797
- Rejestracja: wtorek, 12 lutego 2008, 19:30
- Imię: Grażyna
- Ulubione grzyby: borowik kania koźlarz
- Lokalizacja: Wielkopolska
- Pochwalił: 1374 razy
- Pochwalony: 5879 razy
- Kontakt:
Ja zatrzasnęłam mężowi kluczyki w samochodzie ( 60 km od domu).
Byliśmy nad jeziorem z dziećmi( wtedy były dużo mniejsze), był niesamowity upał a my zeszliśmy z plaży, żeby iść na obiad. Wkładaliśmy klamoty do samochodu przez tylną klapę i "wrzucaliśmy" na siebie jakieś rzeczy. Nawiasem mówiąc dobrze, że zdążyliśmy coś na siebie narzucić bo byłby gorszy kłopot. Mąż odszedł na bok, ja sądziłam, ze wziął kluczyki więc zatrzasnęłam tylną klapę. Samochód miał centralny zamek,okna były zamknięte.
Jak to zrobiłam rozległ się wrzask, KLUCZYKI !!
Okazało się, że położył je jak się ubierał i zostały w samochodzie.
Nie szło w żaden sposób dostać się do środka. Żadne druty, próby otwarcia okna, nic nie zadziałało.
Poszliśmy głodni na autobus w tej strasznej spiekocie z dzieciakami. Jechał dopiero za godzinę a że przelotowy z Gniezna, to był strasznie zapakowany. Ledwie się tam zmieściliśmy.
Jechaliśmy całą drogę na stojąco, w tłoku, w upale z piszczącymi dzieciakami.
W końcu dojechaliśmy. Ja odpoczywałam w domu a mąż wziął taryfę i pojechał po samochód. To był volkswagen vento.
Wrócił około północy.
Wprawdzie nie był to typowy las grzybowy, niemniej jezioro położone w lesie i to tak a propos kluczyków.
Qrde o mało co byśmy w gatkach wracali komunikacją publiczną. ROTFL
Już nie wspomnę o burzy z piorunami, jaka się rozpętała w domu.
Byliśmy nad jeziorem z dziećmi( wtedy były dużo mniejsze), był niesamowity upał a my zeszliśmy z plaży, żeby iść na obiad. Wkładaliśmy klamoty do samochodu przez tylną klapę i "wrzucaliśmy" na siebie jakieś rzeczy. Nawiasem mówiąc dobrze, że zdążyliśmy coś na siebie narzucić bo byłby gorszy kłopot. Mąż odszedł na bok, ja sądziłam, ze wziął kluczyki więc zatrzasnęłam tylną klapę. Samochód miał centralny zamek,okna były zamknięte.
Jak to zrobiłam rozległ się wrzask, KLUCZYKI !!
Okazało się, że położył je jak się ubierał i zostały w samochodzie.
Nie szło w żaden sposób dostać się do środka. Żadne druty, próby otwarcia okna, nic nie zadziałało.
Poszliśmy głodni na autobus w tej strasznej spiekocie z dzieciakami. Jechał dopiero za godzinę a że przelotowy z Gniezna, to był strasznie zapakowany. Ledwie się tam zmieściliśmy.
Jechaliśmy całą drogę na stojąco, w tłoku, w upale z piszczącymi dzieciakami.
W końcu dojechaliśmy. Ja odpoczywałam w domu a mąż wziął taryfę i pojechał po samochód. To był volkswagen vento.
Wrócił około północy.
Wprawdzie nie był to typowy las grzybowy, niemniej jezioro położone w lesie i to tak a propos kluczyków.
Qrde o mało co byśmy w gatkach wracali komunikacją publiczną. ROTFL
Już nie wspomnę o burzy z piorunami, jaka się rozpętała w domu.